czwartek, września 21, 2006

Waleczne Serce

Fabryka.
Środek dnia.
Jestem po kawie i “koncentrującym” pluszu.
Uczestniczę w Bardzo Ważnym Spotkaniu…

Prężę muskuły jak dziki zwierz przed atakiem.
Miażdżąco wymownym mrużeniem oczuf poniewieram każdego, kto zbyt pochopnie zwróci ku mnie swe oblicze.
Jedno ściągnięcie mych brwi wyraża dezaprobatę dosadniej niż wszystkie gwizdy angielskich kibiców dla Ronaldo w półfinałach emeś.
Gryzmolę trzecią już stronę Bardzo Ważnych Robaczków, które i tak później ktoś mi przyśle w formie Bardzo Ważnej Notatki.
Niczym niezniszczalny Arni w “Commando” przerzedzam wraże szeregi bezlitośnie celnymi uwagami.
Yeah, I’m The Man!
Nikt mi nie fiknie.

I nagle bentz!
De klesz do mnie dzwonią. Z Londka Zdroju.
Zupełnie bez wyczucia chwili.

Wyszedlem na korytaż zostawiajac rozpalony zespół projektowy coby nieco odparował.

- Halo! - rzekłem poirytowany, jak rycerz wyciągnięty ze środka bitwy i wrzucony w pełnym rynsztunku do sauny
- Naszemu bombelkowi bije serduszko! - poprzez strumienie łez szczęścia rzekła Małżowinka

Zatkało mnie.
Świat jakby zassał się do środka.
Poza mną i Moją Miłością nie było w tej chwili nic.

Po jakichś trzech dniach, a może nawet sekundach, światło powróciło a nogi me zgrabne, wykazując się wielką wyrozumiałością, zupełnie bez pytania przemieściły mnie wraz z telefonem na najbliższy fotel.
To musiał być wyjątkowo wilgotny dzień bo kilka razy przecierałem rozmazany wzrok.
Nagła potrzeba werbalnego uzewnętrznienia kakofonii uczuć została powstrzymana przez jakieś małe, włochate, złośliwe paskudztwo, które wlazło mi (zdaje się, że w tak zwanym międzyczasie) do przełyku i za Chiny ludowe wyjść nie chciało.
Za to mordzisko rozciągnęło mi się horyzontalnie do rozmiarów, które w normalnych warunkach są dla ludzkiego ciała nieosiągalne. Uśmiech Mika Dżagera to przy tym ledwie widoczny, niezgrabny grymas.

- … malutkie paluszki … - dotarł do mnie kolejny przekaz rozpromienionej Małżowinki
No, to mnie już rozebrało zupełnie.
Nie wiem co mówiłem ani co do mnie mówiono.

Po powrocie na pole bitwy gębiszcze uchachane miałem jeszcze przez czas długi.
Kompletnie opadł ze mnie szał bojowy.
Gorzej… właściwie to wlazłem pomiedzy bestyje kompletnie bezbronny.
Jedynie niezwykłemu zrządzeniu losu zawdzięczam, że mnie wtedy nie przerobiono na karpaćjo.

W domu Małżowinka, zwana przez ludzi życzliwych Dziubkiem, okazała mi świeżutki podgląd na Bombelka.
To niesłychane jakie fantastyczne obrazy wyczytać można z rozmazanej plamy na wydruku z uesgie.
Poniżej pierwsze fotki bombelka.

Radocha jak siemasz!

Brak komentarzy: