piątek, września 22, 2006

Bober

No tego to się nie spodziewałem!
Przedwczoraj zrobiliśmy sobie z Sąsiadem Marcinem (pozdro!) mały wypad rowerowy na Wisłę. Celem przewodnim tej dalekiej i niebezpiecznej podróży było pozbawienie żywota jak największej liczby uklejek. Aura tego dnia jednak wyjątkowo nie sprzyjała i zawody zakończyliśmy z oszałamiającym wynikiem złowionych sztuk w ilości 1 (słownie jeden). W obliczu tak niewiarygodnego sukcesu postanowiliśmy objawić naszą skrzętnie skrywaną wspaniałomyślność i nieszczęsnej, lekko otumanionej rybce zwróciliśmy wolność. Niech się rozmnaża, my i tak tam wrócimy :)

Ale nie o tym miało być. W czasie łowów dane nam było doświadczyć zupełnie nioczekiwanego spotkania. W pewnej chwili, jakieś trzy metry od nas, zauważyliśmy płynące pod prąd “cuś”. Po dopłynięciu do sterty kamulców, zalegających zachodni brzeg Wisły, “cuś” wynurzyło się z wody. “Cusiem” okazał się… bóbr. Nigdy wcześniej nie widziałem bobra “na żywo” i na pewno nie spodziewałem się go spotkać w centrum wielkiego (no może sporego) miasta. Bobry kojarzą mi się raczej z leśną głuszą, zarośniętą rzeką i rezerwatami. A my staliśmy pod Mostem Gdańskim! Hałas tam jest taki, że nie słychać własnych myśli. Tramwaje, pociągi, samochody, rowerzyści, wędkarze oraz degustatorzy złocistych napojów “Spod Rury” robią niezły rumor. A tu sobie spokojnie płynie bober. Leniwie polazł w krzaczory gdzie udziabał okazałą gałązkę po czym wrócił do wody i w małej zatoczce, leżąc bezczelnie brzuchem do góry, jął sobie na luzaka obgryzać kolację.
Słabo?

Brak komentarzy: