piątek, września 22, 2006

Muchy na leppie

Wybory się zbliżają, to czuć. Smród kampanii już się pomału rozchodzi. Jarosław po raz kolejny opieprza Niemców, Endrju wozi teczki z gotówką, Jachu wydaje wyrok na Grassa - cyrk przyjechał do miasta. Dziwi mnie bardzo, że ludziska w Polsze wciąż łapią się na lep demagogii.

Nie pojmuję dlaczego poparcie społeczne wciąż budowane jest na obwinianiu innych, oszczerstwach i awanturach. Dla „elity” politycznej taka retoryka na pewno jest o wiele łatwiejsza niż konstruktywne działanie, tylko dlaczego ludziska wciąż tego potrzebują? Dlaczego ciągłe międlenie tematów martyrologiczno-rozliczeniowych jest dla moich rodaków ważniejsze niż podatki? Dlaczego ciągłe komisje, lustracje i rozliczenia są ważniejsze od nowych miejsc pracy, służby zdrowia czy usprawniania gospodarki? Dlaczego wciąż awanturnicze pieniactwo wygrywa z konstruktywną dyskusją?

Problem nie jest w paru przygłupach z Wiejskiej tylko w głowach przeciętnych Polaków, którzy wciąż popierają takie postępowanie. No cóż, nie od dziś wiadomo że uczucie zawiści łatwiej jest podtrzymać niż ogólne zadowolenie.

Wynik ostatniego referendum wśród gdańszczan, jako dowód mądrości społeczeństwa mogący wnieść do naszego życia więcej dobrego niż poronione pomysły paru nieudaczników, daje mimo wszystko nadzieję na to, że jeszcze „będzie lepiej”. Z drugiej strony wielu inteligentnych ludzi po prostu stąd wyjeżdża - coraz mniej tej mądrości.
Przynajmniej bezrobocie z tego powodu spada… Panie Kaziu, kolejny sukces!

Tak czy siak wybory się po mału zbliżają. Znowu na nie pójdę i jak zawsze będę zmuszony do oddania głosu nie na tych, na których bym chciał, tylko przeciwko tym, których nie chcę. Swoją drogą ciekaw jestem jaka będzie w nich frekwencja, bo w chwili obecnej idąc do urn trzeba być albo zaślepionym fanatykiem albo obdarzonym ogromną cierpliwością i stalowymi nerwami optymistą. Z mojej niechęci do tej czynności wnioskuję, że zaliczam się raczej do tej drugiej kategorii.

Jeśli chodzi o kandydata na prezydenta miasta stołecznego to wydaje mi się, że Kazimierz “Jes jes jes” Marcinkiewicz sprawdziłby się jednak (chyba) najlepiej i to nie dlatego, że jest z niego taki debeściak, ale dlatego, że za plecami ma całe to kartoflane towarzycho, któremu bardzo na rękę będzie ładna Warszawa. Z poparciem wodza napinałby muskuły przy różnych stołecznych inwestycjach nabijając punkty dla swojej partyjki, bo Warszawkę to przecież widać i słychać z telewizora codziennie w całym kraju. Paradoksalnie Warszawa może na tym tylko zyskać. Ja jednak na niego nie zagłosuję, i to właśnie z powodu tego, co chłopaki wyprawiają żeby za wszelką cenę zapewnić sobie zwycięstwo.

Zabawa z ordynacją, a w efekcie zblokowanie się z Romanem i Andrzejem spowodowałaby, że oddając mój głos na Kazia umożliwiłbym wejście do samorządu kolejnemu, świeżo upieczonemu maturzyście z Samomamony lub LPRu.

Niedoczekanie!

Brak komentarzy: