piątek, września 22, 2006

Artek Zamiesza

Wydawałoby się, że serial śledczy pt. “Taniec z bankami” (a może “Taniec z Balcerowiczami”, pogubiłem się już) zupełnie mnie nie dotyczy, no może poza ewentualnymi rewelacjami, które mogą mieć wpływ na jakieś stopy procentowe, kursy walut itp., jednak ze zdziwieniem zauważyłem, że i ja z tej całej farsy wyniosę coś konstruktywnego. Dzięki nadludzkim wysiłkom nieocenionych tropicieli ludzkiej niegodziwości odkryłem mianowicie nowe doznanie duchowe. Nazwałem je roboczo stanem śmieszno-smutnym.

Dziwny ten stan można rozpoznać po tym, że rozpoczyna się wybuchem nagłego, histerycznego rechotu (w zależności od miejsca przebywania czasem występuje lekko stłumiony chichot), który z czasem zanika przeradzając się stopniowo w niedowierzanie, następnie bezradność i smutek, aby skończyć się kompletną apatią. Dzieje się to zazwyczaj dość szybko i nie trwa dłużej niż pół godziny, ale dzięki temu nagromadzenie tak wielu silnych uczuć w tak krótkim czasie wywołuje stan niemalże euforyczno-ekstatyczny. Osoby ze skłonnością do uzależnień miałyby z tym uczuciem sporo problemów.

Całe to dobrodziejstwo zawdzięczam w głównej mierze panu przewodniczącemu Arturowi, o którym już pół roku temu proroczo mówiłem, że wyrośnie na oślepiającą gwiazdę szklanego ekranu. W porównaniu do nieco ospałych ostatnio zawodników parlamentarnej ekstraklasy takich jak Roman, Ludwik czy Andrzej, Artur wnosi nową, świeżą jakość do akonstruktywnej debaty politycznej. Trzeba przyznać, że w ostatnich miesiącach tylko jemu udało się obudzić u mnie wyżej wymieniony stan smutno-śmieszny. Dotychczasowa sprawność działania komisji utwierdza mnie ponadto w przekonaniu, że będę mógł się nim rozkoszować jeszcze dłuuugo, z czego się ogromnie cieszę :)

Brak komentarzy: