wtorek, listopada 28, 2006

Język 4RP

"PiS, który z antykomunizmu uczynił swój fundament ideowy, a z dekomunizacji jedno z haseł naczelnych, operuje językiem w sposób, który przypomina praktyki obowiązujące w czasach władzy komunistycznej, a niekiedy bywa ich zdumiewającym powtórzeniem."

Arcytrafny artykuł Michała Głowińskiego. Polecam.
.

poniedziałek, listopada 27, 2006

I po sprawie

No i proszę, w wawie zapanował gronkowiec. Czy to dobrze czy źle, ciężko w tej chwili ocenić. Nie będę ukrywał, że te wybory przebiegły po mojej myśli. Trochę to dziwne uczucie, bo przywykłem już do tego, że polska scena polityczna zmierza w odmiennym niż bym sobie tego życzył kierunku. Mimo wszystko moje zadowolenie pełnym być nie może, gdyż w sumie to nawet trochę polubiłem Kazimierza Krzywoustego i mam, jak to się mówiło w liceum, wąty*. Nie będę się porywał na ocenę kompetencji obu kandydatów, bo podejrzewam, że i tak niewielu moich rodaków się tej kwestii przyjrzało, ale pozwolę sobie wysunąć śmiałą tezę, że gdyby Marionetkiewicz startował z ramienia platformy to wygrałby w cuglach już w pierwszej turze. Poza tym cieszy mnie sromotna klęska lpr’u i samomamony (szkoleniowo ich pisiaki wycyckały) i pozytywnie zaskakuje w miarę dobry wynik nieśmiertelnego psl’u.

Nie jestem za to zaskoczony postawą pisuarów, którzy jak zwykle upatrują w tym wydarzeniu ogólnopolski spisek o charakterze przestępczo-wrogo-komunistycznie-straszliwym. Znamienne jest zresztą dla tego ugrupowania, że zupełnie nie radzi sobie z krytyką, którą przeważnie określa jako „atak”, co z kolei świetnie wpisuje się w obraz partii walczącej ze wszystkimi na około. Sam Wielki Brat Jarosław rzekł był wczoraj:

„Mamy z jednej strony PiS, a z drugiej strony sojusz PO-SLD. I mamy byłego prezydenta pana Kwaśniewskiego znów na pierwszej linii. Wraca stare! I temu musimy się przeciwstawić!”

Rajuśku! Toż to już jest jakaś mania prześladowcza!
Poza tym pisuary chyba mocno przeceniają rolę słingującego duetu Borowski & Kwaśniewski Band. Czy naprawdę nie przychodzi im do głowy, że wyborcy lewicy wcale nie przeszli na stronę PO, tylko zagłosowali PRZECIWKO PIS?! Poza tym, szczerze mówiąc, posiadając swój „rozum”, przemyślenia i przekonania to to całe „popieranie” Borowskiego, Kwaśniewskiego czy kogokolwiek innego dynda mi elegancko kalafiorem i będę głosował tak ja mi się podoba.
Tych dwóch panów to dla mnie żadne guru. Moim zdaniem zakuta konserwa po prostu nie pasuje do obrazu dzisiejszego świata. Na tle globalnej wioski wygląda jak taki dziwaczny, zarośnięty skansen, po którym przechadzają się smutne, szare postaci ze złym wzrokiem. Chociaż trzeba przyznać, że nadmiernie rozbuchany liberalizm też nie jest najlepszy, ale to już temat na dłuższą dysputę.


Tak czy siak Kazik ma teraz problem z robotą. Pewnie zostanie w stolnicy, bo przecież zarzekał się przed wyborami, że on to taki prawie warszawiak, że miłuje on ci to miasto okrutnie. Do Gorzowa też mu nie śpieszno bo tam lewica wygrała (he he he) i z otwartymi ramionami to oni na niego raczej nie czekają ;) Ale nie bój nic! Kaczyniaki na pewno ci coś byczego wyrychtują.

P.S. Dopiero zauważyłem pewną prawidłowość: wielka trójca liderów PO eksponuje osobliwe wady wymowy… Jak dla mnie to kolejny powód, dla którego Kazik powinien do nich dołączyć ;)


* nie wiem czy ten skrót jest wciąż używany, więc dla tych, którzy nie chodzili w tym samym co ja czasie do liceum śpieszę wyjaśnić, że „wąty” to skrót od „wątpliwości”. Coś jak „nara” od „na razie” czy „spoko” od „spokojnie”.

piątek, listopada 24, 2006

Pi Dżej

Kilka dni temu spłynęło mi na dysk z jakiegoś torenta objawienie. Pierwsze przesłuchanie przypomniało mi uczucie, które towarzyszyło mi gdy w liceum po raz pierwszy usłyszałem dorsów a kilka lat później cave'a. Gały w słup i wypieki na twarzy, rewelka!
Po to właśnie powstała sieć i różne p2p. Gdyby nie one nigdy bym pewnie się z szanowną panią nie zapoznał. Do wszystkich walczących z piractwem: pociągnięte, przesłuchane, skasowane, kupione.
Już wiem co będę chciał na swięta :)

czwartek, listopada 23, 2006

Ubuntu a'la OSX

No i masz. Uległem modzie na makowe pulpity.
Długo się tej pokusie opierałem ale teraz, kiedy jest już po wszystkim, muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się przy tym pracuje. Ten styl ma w sobie cuś takiego... czystego. Takiego pro ;)
Nie jest to oczywiście wierna kopia OSX'a, zachowałem jedynie ogólny "lukendfil", ale i tak myślę, że pozostanie ze mną przez dłuższy czas.

Hipokryzja cierpienia

Od wczoraj towarzyszy mi nieodparte wrażenie ogólnej szarości. Świat wokół mnie jakby stracił barwy. Zorientowałem się po jakimś czasie, że to polskie nagle media poczerniały. Loga telewizyjne są czarne lub ozdobione czarną wstążką, internetowe portale informacyjne w znacznym stopniu zblakły lub się zczarnobieliły. O co tutaj kaman?

Powód jest oczywisty – wybuch w Halembie.
Kolejna tragedia, z której zrobiono igrzyska.

Cenię sobie TVN24 i właściwie poza nim, TVN i Discovery niewiele innych kanałów oglądam, ale to co ta stacja ostatnio wyprawia dawno przekroczyło granice dobrego smaku. Bezpardonowa pogoń za niusami, łzami członków rodzin, bezsensownymi opiniami „ekspertów” i najszczerszymi deklaracjami wsparcia różnych baranów w białych kołnierzykach budzi we mnie obrzydzenie. Kraj ogarnęła medialna atmosfera udawanego cierpienia, wymuszająca wręcz nakaz żałoby.

Dziś rano (w TVN24 of kors) widziałem jak wataha hien zaatakowała idącego do pracy górnika. Chłopina aż się cofnął przestraszony po tym, jak oświetliła go kanonada fleszy a w kierunku jego twarzy wystrzeliło ze dwadzieścia żarówiasto kolorowych mikrofonów. I oczywiście natychmiast jak z kałacha: Co pan czuje? Nie boi się pan? Czyja to wina? – CIACH – Zapłakana żona górnika, który zginął kilka lat temu – CIACH – jakiś nieogolony „ekspert” z idiotycznym komentarzem – CIACH – studio i powtarzane do znudzenia spekulacje – CIACH – Kaczyniaki – CIACH – CIACH – CIACH – Paranoja!
Wyczytałem gdzieś dzisiaj, że nieopodal kopalni powstało nawet miasteczko medialne! Cyrk! Normalny Bigbrader!

Trochę umiaru, szacunku i powagi! Oglądalność to nie wszystko.

Oczywiście natychmiast nadjeżdżają czarne limuzyny i w pełni chwały pojawiają się Prawi i Sprawiedliwi wraz z różnymi przybłędami, które chcą się na cudzej krzywdzie wybić w mediach. Z twarzami wykrzywionymi w grymasie bólu rozdają na lewo i prawo zapomogi finansowe. Kilkadziesiąt (w sumie chyba 40) tysięcy złotych, renty itp. Wszystko fajnie, te rodziny na pewno lekko nie mają i kasa im się bardzo przyda, ale co z tymi, którzy nie mieli tyle „szczęścia” i nie zginęli w efektownej eksplozji metanu kilometr pod ziemią? Czy codzienne tragedie innych ludzi znaczą mniej niż śmierć górników z Halemby? Co z tymi, którzy giną w wypadkach kolejowych czy autokarowych albo na budowach? To niższa kategoria?

A tak na marginesie – czy ci górnicy nie byli ubezpieczeni?
Nie rozumiem, dlaczego w Polsce traktuje się ich zupełnie inaczej niż resztę społeczeństwa. Owszem, praca górnika jest bardzo niebezpieczna, ale policjanta, strażaka, ratownika i innych zawodów wysokiego ryzyka również. Każdy, kto się takiej pracy podejmuje bierze to pod uwagę. Co prawda bezrobocie często zmusza ludzi do podejmowania tego ryzyka wbrew swej woli, ale to już zupełnie inna kwestia.

Współczując serdecznie rodzinom i przyjaciołom zmarłych, apeluję do osób publicznych o okazanie zmarłym należytego szacunku. Zamiast robić widowisko uczcijmy ich śmierć chwilą zadumy.

czwartek, listopada 02, 2006

Przyczłapek

Był sobie wieczór. Wtorek, a właściwie już od godziny środa...
- To co? Może dobijemy się winkiem?
- Oł rajt. Chośmy na stację.
No i poszliśmy. Krzychu i ja. Ziąb był okrutny. Można powiedzieć, że pogoda była "pod psem". Bezdomnym psem.
Przy wyjściu z osiedla przywitało nas cuś małego, czarnego i merdającego.
Mimo nieprzyzwoicie paskudnej aury małe czarne cuś z zawadiackim uśmiechem poczłapało za nami do nocnika. Zaopatrzeni w dwa galony paliwa na resztę wieczoru z niechęcią opuścilismy przytulne ciepło stacji paliw, aby przemknąć się chyłkiem pod mroźnym płaszczem nocy.
Małe czarne czekało za drzwiami cierpliwie i bez ociągania się poczłapało za nami ku hipnotyzującym ciepłym światłem oknom osiedla.
- Dziubku, fcesz pieska? - uroczyście wygłosiłem retoryczne pytanie przedstawiając naszego nowego kolegę.
"Niemój" od razu, z nieukrywanym z resztą zadowoleniem, stał się ulubieńcem tłumu. Zeżarł mi całą szyneczkę przyszykowaną na śniadanko, o którym wiedziałem, że będzie mi bardzo potrzebne. Obślinił i pogryzł kapcie (oczywiście moje), a wieczorkiem siknął sobie porządnie na dywan w przedpokoju i poszedł spać.

Kilka krótkich godzin później, nieprzyzwoicie wcześnie rano, przechadzałem się niepewnym krokiem po zaszronionej trawie. Przez moją głowę, po uroczystym otwarciu peronu we Włoszczowej, co chwila z przeraźliwym hukiem przewalało się intersiti. A Niemój nie chciał sikać. Chciał biegać. Wyglądało jednak na to, że zostaniemy we trójkę.
Z zoologicznego dostał nową obrożę i smycz, za pomocą której niestrudzenie próbował nas oplątać i przewrócić. Bardzo sympatyczna pani weterynarz psiaka obejrzała, wyczyściła uszy, dała witaminki, szampon i ciasteczka. Zadowoleni ruszyliśmy do parku coby gałgana w końcu wykupczyć, bo do tej pory się z tą intymną czynnością nie wykokosił. W parku ciekawsze jednak były gołębie, spadające liście i nogawki naszych spodni. Po powrocie do domu, ewidentnie okazując nam wielką wdzięczność i zaufanie, Niemój uraczył nas elegancką i przeraźliwie śmierdzącą kupą na środku kuchni.
Przez cały czas naszej znajomości nie odezwał ani słowem. Dopiero na wieczornym spacerku zaczął być zaskakująco agresywny w stosunku do innych psów. O wiele za bardzo niż można się było spodziewać po czteromiesięcznym szczeniaku. Być może zaakceptował nas jako nową rodzinę i robił to w dobrej wierze. Po długiej dyskusji postanowiliśmy jednak, że nie będziemy w stanie należycie się nim zająć. Największą obawę mieliśmy co do bezpieczeństwa naszego przyszłego dzieciaczka, które mogłoby być postrzegane przez psa jako swego rodzaju konkurencja. Doszliśmy do wniosku, że najpierw powinno pojawić się dziecko. Z bólem serca oddaliśmy pieska w nadspodziewanie życzliwe ręce Straży Miejskiej, która ma umowę ze schroniskiem na Paluchu. Trochę szkoda psiaka bo fajny jest, ale na ulicę byśmy go nie wyrzucili a tam ma szansę na odnalezienie innej, kochającej rodziny.
Czego mu z całego serca życzymy.
Trzymaj się gałganie!


Pies wielorasowy z turbo doładowaniem uchwycony w czasie krótkiego postoju regeneracyjnego.