poniedziałek, maja 28, 2007

Bebebgugubebeba

O nie mogę. Ale się uchachałem.
Pan Minister Od Chorób zasugerował, że przedłużający się strajk lekarzy może się przyczynić do spadku śmiertelności. Cóż za wyjątkowa błyskotliwość otumanionego tytoniową sadzą umysłu! Nobel murowany.

Z kolei Pan Minister Od Trzody Chlewnej zarzuca jakiemuś peeselowemu członkowi komisji, że "rżnie przysłowiowego głupa". Pochwały godna retoryka wicepremiera 40 milionowego kraju!
Czy któryś z wyborców tego wspaniałego jegomościa mógłby mnie uświadomić w temacie przytaczając rzeczone przysłowie?

Mało? Teletubisie rozpoczęły lustrację postaci bajek dla dzieci. Brak mi słów...

"Elyty" tego umęczonego narodu zaczynają masowo wariować.
Mogę sobie bez trudu wyobrazić skecze mojego ukochanego Montego Pyhtona będące ekranizacją przytoczonych sytuacji. Jadowita zieleń oparów absurdu wokół Wiejskiej staje się coraz bardziej nieprzenikniona wywołując, u co mniej odpornych jednostek, nerwowy śmiech przez łzy.

Hejoooo.

czwartek, maja 17, 2007

Zasłona dymna

Dawno już nie pisałem o polityce. Nie dlatego, że przestałem się tym tematem interesować ale dlatego, że pewnego pięknego dnia doznałem olśnienia i stwierdziłem, że nie ma to większego sensu.
Postaram się pokrótce przedstawić Wam moje przemyślenia.
Spójrzmy na minione 1,5 roku z dużej perspektywy i potraktujmy ten okres jako powiedzmy jeden projekt (skrzywienie zawodowe :/) mający na celu uzdrowienie różnych obszarów naszego pięknego kraju. Cele zostały jasno określone i nowa ekipa rzuciła się z wielkim zapałem do roboty odbudowując i uleczając gdzie popadnie.
I... tyle, skończyło się właśnie na owym "rzuceniu się".
Przez jakiś rok ze szczerym zainteresowaniem i zaangażowaniem obserwowałem, dyskutowałem, rozmyślałem i oceniałem. Ostatnio jednak uzmysłowiłem sobie, że przez cały ten czas pasjonujemy się zupełnie bezowocnymi personalnymi przepychankami. Dyskusje naszych "elit" politycznych, a co za tym idzie dziennikarzy i reszty społeczeństwa, sprowadzają się właściwie do tego kto kiedyś coś zrobił lub kto na kogoś coś powiedział. No bo cóż my na co dzień obserwujemy? Giertych zwalcza nauczycieli, Wierzejski gejów, Wałęsa Kaczyniaków, Ziobro winnych i niewinnych (tych drugich czasem nawet bardziej), Wałęsa Kwaśniewskiego, Tusk pisuarów, Wałęsa prawicę, Rokita głupszych od siebie (czyli w jego opinii znaczną większość społeczeństwa), Wałęsa Gwiazdę, Lepper euroentuzjastów, Wałęsa lewicę, Lustratorzy Kościół, Kościół oświeconą cywilizację, Kaczyniaki wszystkich, wszyscy Religę, Olejniczak stoi zdezorientowany po środku i też by chciał komuś przywalić ale nie może bo przecież jego oponenci sami się już tłuką, i tylko Pawlak po prostu "jest", a sądy nie wyrabiają się z obrabianiem coraz to nowych pozwów o pomówienia czy obrażanie. No normalnie połączenie brazylijskiego serialu z cyrkowym, amerykańskim wrestlingiem.
A tak na prawdę to jest celowa zasłona dymna. Zwróćcie uwagę jak ten bajzel genialnie odwaraca uwagę od spraw dla kraju najistotniejszych, w których póki co nic się nie dzieje. Gdyby nagle uciszyć ten bezwartościowy szum informacyjny to natychmiast wróciłyby, jakże niewygodne miłościwie nam panującym, pytania o służbę zdrowia, podatki, reformę rolnictwa, edukację, wojnę na bliskim wschodzie, infrastrukturę, ochronę środowiska, przejście na euro, bezrobocie, dofinansowania i standardy Unii Europejskiej, politykę zagraniczną, bezpieczeństwo energetyczne i całą masę o wiele ważniejszych dla kraju spraw niż obsesje jakichś kogucików w kolorowych surdutach.
Co jakiś (kontrolowany) czas rzuca się opinii publicznej jakichś ochłap do pożarcia, w stylu drobnej podwyżki dla lekarzy, wprowadzenia mundurków do szkół czy zamknięcia jakiegoś zboczeńca, ale tylko po to aby sprawić wśród gawiedzi wrażenie opiekuńczych reformatorów a tak naprawdę zatuszować soją totalną niemoc sprawczą i bezpłodność intelektualną. Wszystkie "reformy" ostatniego czasu są tak na prawdę kompletnie bezużyteczne. Trawestując określenie "fakt medialny" określę te działania jako "reformy medialne". Nic z nich nie wynika, ale głośno wokół nich jak na koncercie Slayer'a.

W związku z powyższym wstrzymuję się z komentowaniem większości wydarzeń politycznych do czasu pojawienia się tematów godnych polemiki.
Howgh!

P.S. A propos opinii publicznej, usłyszałem kiedyś zdanie, które bardzo mi się spodobało: "Badania opinii publicznej opierają się na fałszywej przesłance, że publiczność posiada opinię".
He, he. Dobre.

wtorek, maja 08, 2007

Dziadkowe pogaduchy przy piecu

Podczas opisanego uprzednio remontu zdarzyło mi się podjechać do sklepu po jakieś tam pędzelki. Wyprawa niby zwyczajna, lecz przywiozłem z niej coś więcej niż tylko rzeczone zakupy. A było to tak:
W drodze powrotnej czekałem cierpliwie na przystanku autobusowym razem z kilkoma innymi świątecznymi tułaczami. Zatopiony w nadzwyczaj wzniosłych rozmyślaniach nie zwróciłem początkowo uwagi na płomienną dyskusję, która wywiązała się nieopodal pomiędzy kilkoma starszymi panami. Tematem przewodnim była oczywiście polityka, bo jak wszyscy wiemy każdy Polak jest w tej materii niekwestionowanym ekspertem. Zaraz po piłce nożnej. Z pozoru dysputa jakich wiele, jednak wraz z rozwojem sytuacji narastało we mnie niedowierzanie połączone z przerażeniem. Zaczęło się tradycyjnie i dość niewinnie, od naprzemiennego wymieniania sobie złodziei. Ot, rozrywka jak każda. Wraz z innymi oczekującymi dowiedziałem się że złodzieje są głównie wśród polityków, co oczywiste, i nie ma właściwie znaczenia czy delikwent siedzi na jednym z prawych czy lewych krzesełek parlamentu. "Wszyscy przecież wiedzą" że domy stawiają sobie, swoim dzieciom, rodzinie i przyjaciołom. Samochodów mają tyle, że na parkingu przed FSO nigdy tyle w sumie nie stało itp. itd. Wiadomo - w biednym kraju ten, któremu wiedzie się lepiej jest bardziej znienawidzony niż najbardziej zdeprawowany psychopatyczny seryjny morderca. Ale potem było już tylko gorzej. Dziadkowie tak się rozochocili, że gorąco pragnęli wskrzeszać Hitlera i Stalina! Zacytuję luźno z pamięci jeden z ich głównych postulatów: "Otworzyć na nowo Oświęcim, rozpalić w piecach i ich tam wszystkich wymordować!". Do wora, który miałby być w owym piecu spopielony, panowie wrzucali właściwie wszystkich po kolei, od Żydów i Masonów zaczynając na wspomnianych politykach i złodziejach kończąc. Tak na marginesie - ciekaw jestem, który z nich mógłby mi wyjaśnić kim są Masoni... Tak czy siak od soczystych znaków przestankowych okolicznym "słuchaczom mimo woli" więdły uszy. Od płonącej nienawiści wrzała krew.
Mówi się, że dzisiejsza młodzież nie ma szacunku dla historii, tradycji i autorytetów, że używa wulgarnego języka i generalnie jest be. To co usłyszałem tego dnia z ust ludzi, którzy prawdopodobnie przeżyli okrutne czasy wojny, widzieli krew i łzy, poznali nędzę, bezradność i całe to zło, którego my nie jesteśmy w stanie nawet sobie wyobrazić poraziło mnie wielokroć bardziej niż najzuchwalsze teksty pijanej młodzieży. Szczerze mówiąc nie poznałem nigdy młodego człowieka, który ośmieliłby się takie opinie wygłaszać. Ta tyrada "mądrości" trwała długie jak pas startowy piętnaście minut. Roztrzęsiony wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu. Wszystkim narzekającym na przywary młodego pokolenia przypominam: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie".

poniedziałek, maja 07, 2007

Dziękuję Panie Haruki

Skończyłem niedawno czytać "Norwegian Wood" autorstwa Haruki'ego Murakami. Jest to jedna z tych książek, do których mam ochotę wrócić już tydzień po przeczytaniu. Ciekawe, że (przynajmniej dla mnie) nie sama historia jest w niej najważniejsza - siłą tej książki jest przedziwny, nostalgiczny klimat i magiczny wręcz spokój. Odnoszę wrażenie, że wplecione w losy głównego bohatera przykre i miłe zdarzenia stanowią jedynie pretekst do zaprezentowania pewnego stylu życia, niecodziennego dystansu do rzeczywistości. Według mnie jest to idealna pozycja na wakacyjny reset gdzieś z dala od cywilizacji. Polecam.

sobota, maja 05, 2007

Długi łikend czasem remontów

Uff. Dopadłem w końcu kompa.
Ostatnie półtora tygodnia spędziliśmy z przeróżnymi pędzlami, wiertarkami, szpachelkami i śrubokrętami w garściach. Remonty dużego pokoju i balkonu, które planowaliśmy odkąd sięgam pamięcią, w końcu stały się rzeczywistością. Przy czym określenia "dużego pokoju", ze względu na rzeczywiste tegoż rozmiary, używamy raczej zwyczajowo i dla wygody. Słuszniejszą nazwą byłoby "większego pokoju", bo "salon" to już jawne nadużycie. Remontowi towarzyszyła urokliwa rozpierducha w pozostałej części domostwa, którą porównać można chyba tylko ze skutkami wizyty imć Katriny w Nowym Orleanie.
Dziś wczesnym popołudniem skończyliśmy ogarniać gruzowisko i przed kilkoma chwilami po raz pierwszy od 9 dni usiadłem przy komputerze. Rekord! Do wielkiego finału jeszcze co prawda brakuje jakichś 3-4 tygodni, ale zostały już raczej detale.
Przy okazji gratuluję serdecznie moim całuśnym rodzicom odbioru kluczy do ich nowego, super ekstra fajnego mieszkanka (oddalonego o jakieś 100 metrów od nas :/). Moja rada, chociaż zapewne już to wiecie - zrobić na początku ile tylko się da. Opowieści o tym, że jak się urządza mieszkanie pomalutku to każda szafeczka, półeczka, lampeczka i stołeczek są takie zaoszczędzone, wychodzone i nawybierane że dzięki temu jesteśmy z nimi tak cudownie emocjonalnie związani można sobie od razu wsadzić w... kieszeń. Wiem bo sam tak mówiłem. Pięć lat urządzania wyleczyło mnie z bujania w obłokach. Gdyby przyszło mi wykańczać lokum ponownie dobrałbym na maksa (no może bez przesady) kredytu i wykończył ile się da. I jeszcze jedno - żadnych "tymczasówek". Jak się coś zrobi na pół roku z zamiarem przerobienia tego "później" to taki babol zostaje na lata.
Nie zmienia to jednak faktu, że to całe urządzanie to niezła frajda. Tak więc powodzenia, i jakby co to wiecie gdzie nas szukać ;)