czwartek, sierpnia 27, 2009

Czar pierwszy - Biała Gorączka

Sceneria, w której pochłaniałem kolejne strony książki pt. „Biała Gorączka” Jacka Hugo-Badera, była co najmniej niestosowna do opisywanej rzeczywistości. Wieczorami, na balkonie, w cieplusim i milusim dresiku, przy świeczce o zapachu truskawek, popijając zimnego browarka, słuchając szumu morza i popiskiwania nietoperzy czytałem o przeraźliwym zimnie, codziennej walce o życie, prawnych absurdach, społecznych zawiściach, wszechobecnym alkoholizmie, korupcji, nędzy, patologii, brudzie, narkomanii, zacofaniu, podłości, prostytucji, śmierci, nieufności, milicji i całej masie innych, hipnotycznie wręcz tragicznych zjawisk malujących summa summarum jeden obraz – upadku rosyjskiego imperium.

Autor w bardzo ciekawy, choć momentami przytłaczający sposób, ukazał rzeczywistość Rosji i poradzieckich republik składając swoją opowieść z przysparzającego o zawrót głowy kalejdoskopu indywidualnych historii napotkanych ludzi.

Z drugiej strony upchanie na niespełna 400 stronach takiej masy ludzkiego smutku z czasem wywołało u mnie nieprzyjemne zobojętnienie. Dla lepszego efektu książka Pana Jacka powinna być dawkowana porcjami lub chociaż przetykana jakimiś lżejszymi, bardziej optymistycznymi obrazami. Nie wierzę, że takich nie było w trakcie Jego podróży. Chciałbym nie wierzyć.

Pierwsza moja myśl po zamknięciu ostatniej strony to wrażenie, że współczesna Rosja to chyba najsmutniejszy kraj na świecie. Kraj dumnych ludzi, którym wciąż nieznośnie ciąży jarzmo totalitaryzmu i dla których świat zmienił się na gorsze zbyt szybko aby mieli szansę odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
W tym świetle inaczej też postrzegam ostatnie, żałosne publikacje rosyjskich mediów, próbujące wybielić postać Stalina i nagiąć na swoją korzyść powszechnie znaną historię II wojny światowej. Po lekturze tej książki gniew na takie wypowiedzi ustępuje pola współczuciu. Żal mi tego narodu, który upokorzony przez historię snuje sen o odbudowaniu mocarstwa i w rozpaczliwym poszukiwaniu autorytetów i symboli wyolbrzymia ostatnie zręby swej dawnej świetności. Niestety, w Rosji potężne zostały już tylko złoża gazu ziemnego i ropy. Cała reszta zardzewiała. Wychudzony Car musi odłożyć na zimny kominek koronę z pajęczyn, zrzucić cuchnące pleśnią i moczem szaty, zakasać rękawy i wziąć się do poważnej roboty. A będzie jej miał bez liku jeśli chce przywrócić swemu pałacowi blask godny dawnej chwały.

Z drugiej strony „Biała Gorączka” rozbuchała we mnie płomyk dziwnej fascynacji Syberią, który tlił się we mnie od wielu lat i na pewno znajdzie swoją kontynuację. Wizja tego surowego świata, emanującego pierwotną magią i nieokiełznaną, przytłaczającą siłą przyrody działa na mnie odurzająco. I chociaż nie sądzę aby było mi to kiedyś dane to serce wyrywa mi się do samotnej podróży nad brzegi Bajkału.

Polecam tę książkę z całego serca, choć nie jest to przyjemna historyjka, którą czyta się lekko i równie łatwo zapomina. Słowo pisane z czasem zanika ale malowane nim w wyobraźni obrazy pozostają w głowie na długo i powracają w najmniej spodziewanych momentach. Warto im poświęcić kilka wieczorów choćby po to aby wybrać się na krótki spacer po świecie, którego nie zobaczymy w telewizji zakutej w karby politycznej „poprawności”.

wtorek, sierpnia 25, 2009

Magia syberyjskich nocy - Prolog

Sporo czasu minęło od mojego ostatniego wpisu i to nawet nie dlatego, że pisać nie ma o czym – po prostu się nie chce. Przyznaję to bez bicia i posypuję głowę popiołem z gruszek. Postanawiam jednak poprawę w postaci cyklicznych wpisów łikendowych.

Pierwsze wakacje z dzieckiem, a szczególnie z pierwszym, to czas magiczny, o którym pisać i opowiadać można by długo i z pasją. Takiej opowieści nie potrafię niestety przełożyć na krótką formę blogowego posta. Proponuję zatem rozprawić się z kilkoma wydawnictwami, które urzekły mnie tego lata. Każde z nich inspirowała inna Muza i echo każdego z nich odbijało się będzie w mojej świadomości jeszcze przez długi czas.

Zapraszam na trzy magiczne zaklęcia.