piątek, września 22, 2006

Urabianie Wilczka

Dzisiaj wraz z Małżowinką wybraliśmy się nad Wielką Wodę.
Jako nieustraszony wilk morski (a właściwie jeziorowy), dumnie oczekujący przyjścia na świat kontynuatora chlubnej tradycji żeglarskiej, postanowiłem nieco urobić młodego wilczka jeziorowego.
Rzeczone urabianie rozpoczęliśmy od chybotania na falach Zalewu Zegrzyńskiego.
Do tego celu posłużyła nam skrzypiąca łódź wiosłowa wypożyczona od brodatego tubylca po barbarzyńskiej cenie 15 zeta za godzinę oraz jakieś 8 galonów wysokozmineralizowanej niskonasyconej wody, z nieznanych mi dotąd przyczyny przytarganej w pocie czoła aż z domu.

Samo pływanie przebiegło w sielankowej atmosferze rozkoszowania się spokojem i słońcem.
Małżowinka wdzięczyła się słodko niczym nimfa.
Nie umknęło jednak mojej uwadze, że obserwuje bacznie sytuację wokół łodzi, gotowa błyskawicznie zareagować na najmniejsze zagrożenie.
Zagrożenie jednak tego dnia nie wystąpiło, prawdopodobnie z powodu upału.

Nasz pobyt w tym jakże urokliwym zakątku pozostałby prawdopodobnie niezauważony, gdyby nie pewne wstrząsające wydarzenie…
W pewnej chwili blask olśniewający, niczym mleko rozlał się po okolicy.
Dziatwa baraszkująca na nabrzeżu przerwała swe niefrasobliwe harce rozdziawiając buźki w nieskrywanym zachwycie połączonym z przerażeniem.
Okoliczni mieszkańcy wylegli na podwórza aby nieoczekiwanie stać się świadkami narodzin nowego słońca!
Jam ci to uczynił!
Usunąwszy odzienie z górnych partii mego wilczomorskiego ciała okazałem światu wyprężony, oślepiająco biały tors.
Widowisko to, jedyne w swym rodzaju, w tym roku już niestety się nie powtórzy.
Okrutna przyroda przemieniła mlecznobiały kolor naszych ciałek na podobieństwo biało-czerownych krawatów pewnej sekty.

Cel podróży został jednak osiągnięty.
Wielka Woda wykazała chęć zaprzyjaźnienia się z Bombelkiem.

Brak komentarzy: