wtorek, czerwca 22, 2010

Kto i co tu wybiera?

Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. Komentarze samych wyników pozostawię publicystom, którzy co prawda zazwyczaj bredzą od rzeczy ale przynajmniej biorą za to forsę. Pozwolę sobie jednak na wyartykułowanie kilku smutnych spostrzeżeń.

Po wyborach przeprowadzanych na przestrzeni ostatnich kilku lat widać jak na dłoni, że polska demokracja jest jeszcze bardzo niedojrzała. Zapominamy, że ten ustrój daje nam nie tylko przywilej życia w wolnym państwie ale również nakłada obywatelski obowiązek uczestniczenia w projektowaniu jego przyszłości. O frekwencji w tych wyborach mówi się, że jest "nawet niezła". Powiedzmy sobie szczerze - frekwencja oscylująca wokół 50% jest żenująco niska. Ta niepozorna liczba oznacza, że połowa moich rodaków (20 milionów ludzi!) ma naszą wspólną przyszłość głęboko w dupie. Narzekać jednak potrafią wszyscy jak jeden mąż.
Ubolewam również nad tym, że w debacie publicznej poprzedzającej wybory prezydenckie niewielu zastanawiało się nad tym jakimi ludźmi i potencjalnymi reprezentantami Polski są poszczególni kandydaci. Cała dyskusja toczyła się wokół programów partii politycznych, z których pochodzą. Owszem, to wiele mówi o ich poglądach i powinno stanowić tło dla tej dyskusji ale przecież nie o to tutaj chodzi. Wybory parlamentarne będą dopiero za rok, jeśli dobrze pamiętam i wtedy też będzie czas na spieranie się o służbę zdrowia, podatki itp. Prezydent ma do tego naprawdę niewiele. Teraz powinniśmy się zastanowić nad tym jaką wizytówką Polski na arenie międzynarodowej byłby dany kandydat, ale to nie interesuje nawet publicystów.
Zresztą czytając gazety i oglądając telewizję w czasie ostatnich dwóch tygodni można było odnieść wrażenie że kandydatów ubiegających się o najwyższy urząd kraju było trzech (w porywach do czterech) a nie dziesięciu, czyli tylu ilu zostało zarejestrowanych. Przypomnę wszystkim, że byli to:

  1. Kornel Morawiecki
  2. Bogusław Ziętek
  3. Marek Jurek
  4. Andrzej Olechowski
  5. Andrzej Lepper
  6. Waldemar Pawlak
  7. Janusz Korwin-Mikke
  8. Grzegorz Napieralski
  9. Jarosław Kaczyński
  10. Bronisław Komorowski

Gdyby media ten drobny fakt po prostu przeoczyły to świadczyłoby to jedynie o ich niekompetencji. Obawiam się jednak, że było to działanie celowe. W moich oczach stanowi to przykład żenującego i ohydnego manipulanctwa.

Jest do bólu wręcz oczywiste, że żadne z mainstream’owych mediów nie jest politycznie „niezależne”. Telewizja „publiczna” niezależność, rzetelność i obiektywizm ma tylko w statucie (a przynajmniej mam nadzieję, że ma) i dopóki będzie zarządzana z drugiego szeregu przez kolejne partie polityczne to ten stan się nie zmieni. Telewizja prywatna pokazuje świat tak aby dało się na tym jak najwięcej zarobić czyli załatwić jakieś interesy na zapleczu lub podnieść sobie oglądalność. Każda z głównych („opiniotwórczych” – śmiechu warte) gazet dopasowała się do jakieś niszy i pisze to co jej rezydenci chcieliby przeczytać.

Zdrowo myślący człowiek ma więc bardzo utrudniony dostęp do obiektywnych źródeł informacji. Wyrobienie sobie własnego poglądu na jakąkolwiek kwestię społeczną, ekonomiczną lub polityczną wymaga zdobycia, wchłonięcia i przetworzenia ogromnej ilość informacji z możliwie wielu źródeł. Znakomitej większości moich rodaków zwyczajnie nie chce się tego robić, nie mają na to czasu lub wolą zająć się własnymi problemami. Z tych też powodów elegancko opakowana mielonka ze szklanego pudła jest tak bezkrytycznie przyswajana przez gawiedź i z tego samego powodu tak łatwo tym beczącym stadem kierować.

Dla przykładu przypomnę jak TVN straszył prywatyzacją służby zdrowia podczas ostatniej kampanii parlamentarnej. Kilka dni temu w „Faktach” walnął za to długaśny reportaż o tym jaki to wspaniały pomysł i jak sprywatyzowane szpitale genialnie sobie radzą. Własnym oczom nie wierzyłem – uśmiechnięci pacjenci, czyściuśkie sale, nowiuśki sprzęt – WTF? Naprawdę nie wiecie po co wyemitowali ten materiał?

Albo sondaże - powinno się zakazać publikowania tego cholerstwa! Jeśli mamy głosować według własnych preferencji i przemyśleń to nie powinno się nami manipulować za pomocą sondaży. Tylko, że tu znów nie chodzi o żebyśmy zagłosowali na tego, który nam najbardziej pasuje lecz na tego, na którego "powinniśmy".

Przykład z innej beczki – przez ostatnie lata PiS i PO wieszali zdechłe psy na SLD. Woleliby sczeznąć w okrutnych mękach niż podać rękę demonicznym postkomunistom. Zarzucali sobie wzajemnie lewitowanie w stronę lewicy (w obu przypadkach słusznie). A teraz zmyłka – w wyborach pan Napieralski udowodnił, że lewica wciąż ma potencjalnie duży elektorat, panowie nagle się polubili i nie wykluczają już możliwości sojuszy. Jestem przekonany, że za kolejny rok padną sobie w ramiona ze łzami w oczach. I bardzo dobrze, porozumienia pomiędzy różnymi wizjami świata są budujące i mnie cieszą. Brzydzi mnie natomiast obłuda.

Pamiętajmy więc, że sprawy wagi państwowej bywają niestety wykorzystywane do realizacji osobistych celów niewielkich grup ludzi a to co do nas mówią w telewizorze lub piszą w gazetach ma często za zadanie zaprogramować nas na określone myślenie i w konsekwencji działanie. Nie twierdzę oczywiście, że wszyscy musimy się teraz doktoryzować z ekonomii czy socjologii, poświęcać długie godziny na docieranie do alternatywnych źródeł informacji albo negować wszystko co do nas dociera z mediów węsząc wszędzie teorie spiskowe. Wystarczy jednak nie przyjmować wszystkiego bezkrytycznie, nabrać odrobiny dystansu i nie bać się kwestionować wmawianych nam „oczywistości”. Wystarczy od czasu do czasu pomyśleć samodzielnie. Polecam, to nie boli.