
W moim odczuciu największe wrażenie robi strona wizualna filmu. Naprawdę świetne zdjęcia, niesamowita gra świateł, mroczna estetyka, bogata kolorystyka i scenografia sprawiają, że można delektować się każdym kadrem tego pięknego widowiska. Lubię kino efektowne, żeby nie powiedzieć efekciarskie, a jedyne co mi się nie podobało to bliska finału, mocno przesadzona scena wielkiej orgii. Nie przepadam również za komentarzami z off’u, traktuję je jak pójście realizatorów na łatwiznę, ale specjalnie mi to nie przeszkadza.
Jeśli chodzi o aktorów to odtwórca głównej roli (nie pamiętam kto zacz) świetnie do niej pasuje. Młodziutki przystojniaczek, z niewinnym i trochę jakby nieobecnym wyrazem twarzy grający bezwzględnego psychopatę jest na tyle przekonujący, że po ochłonięciu po jego pierwszych zaskakujących morderstwach widz, czując odrazę do tego zwyrodnialca, podświadomie zaczyna mu jednak „kibicować”. Obojętny spokój tajemniczego seryjnego mordercy, celebrującego ceremonię każdej zbrodni bez banału krwawych potworności jednocześnie fascynuje i odrzuca.
Nie poruszył mnie natomiast specjalnie Dustin Hoffman, który za swoją rolę zebrał podobno pochwały i pochlebne recenzje. Ja jego postać przyjąłem raczej obojętnie.
Sama historia jest oryginalnym w zamyśle i przeciętnym w realizacji kryminałem. Specjalnie nie wstrząsa, ale zaciekawia i przykuwa uwagę, czasem przynudzi dłużyzną ale w zamian cieszy obrazem, potrafi zachwycić ale raczej tylko na czas seansu. Można powiedzieć że jest to film bardzo zrównoważony, bo posiada w sumie tyle samo zalet co i wad. Znaczy się pełna harmonia ;)
Ja generalnie nie dzielę filmów na dobre i złe, tylko na takie, za które warto sypnąć garść grosiwa żeby cieszyć się nimi w domu na dvd i na całą resztę.
„Pachnidło” należy do tej reszty, ale naprawdę warto go zobaczyć.
Raz. Najlepiej na dużym ekranie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz