Przez długie i szare zimowe miesiące, opierając się smętnie na parapecie wyczekiwałem na pierwsze wiosenne promienie słońca. Czas mijał, sople topniały a Pani Wiosna bimbała sobie na wakacjach. W końcu jednak wróciła!
Hormony zabuzowały, dziewczyny wskoczyły w spódniczki, ptaszki zaćwierkały a ja wytaszczyłem z komórki przykurzony rower. Po wnikliwej analizie stanu technicznego pojazdu i kilku nieudanych próbach własnoręcznej regulacji osprzętu doszedłem do błyskotliwego, choć bolesnego wniosku, że należy schować męską ambicję do kieszeni i kosztem 2 punktów many i 3 punktów siły rzuciłem czar Wizyta Serwisowa. Przywołany Pan Serwisant (czyt. z fr. serwisą) wyciągnął ode mnie jeszcze 15 sztuk złota po czym rozpoczął pradawny rytuał regulacji. Manipulował przy tym taką ilością śrubek, że wcześniej nie zauważyłem nawet, że tyle ich tam jest. Na koniec smarknął jeszcze smarem, tupnął nogą, okręcił się trzy razy w lewo i znikł.
Gdy wyjechałem na ulicę nie mogłem uwierzyć, że do tej pory udawało mi się na tym rowerze w ogóle jeździć. Przedtem wszystko w nim klekotało, charczało i stukotało. Przerzutki żyły własnym życiem, czasem nie reagując na moje polecenia a innym razem przeskakując sobie wesoło zupełnie wbrew mojej intencji i w najmniej oczekiwanym momencie. Ale to już historia. Teraz mój demon szos sunie jak marzenie! Bez porównania. Cichutko, leciutko, no po prostu mniodzio.
Jak się w tym zachwycie rozpędziłem to wyhamowałem dopiero nad wielką wodą, gdzie postanowiłem uwiecznić tę wiekopomną chwilę na zdjęciu. Ustawiłem aparacik (z którym się właściwie nie rozstaję) na słupku, zapodałem samowyzwalacz na 10 sekund i rozpocząłem taniec. Chyba z 5 razy powtórzyłem naciskanie guzika, szybki bieg do roweru, podniesienie go i ustawienie się w pozie zwanej "Zdobywca". Żadna z tych prób nie zakończyła się sukcesem, uwieczniając moją skromną osobę w różnych dziwacznych pozycjach rodem z "Tańca z Gwiazdami". Zawstydzony tymi wygibasami poprosiłem o pomoc przechadzającą się nieopodal, sympatycznie wyglądającą parkę. Zdjęcie wyszło raczej słabo, kolo nie obczaił chyba co to znaczy ostrość, ale i tak było lepsze od pozostałych.
Tego dnia solidnie się napociłem i obiłem trochę tyłek, ale jestem szczęśliwy. Sezon rowerowy uważam za oficjalnie rozpoczęty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz