Gdy w zeszłym tygodniu leżałem gorączkując, przytłoczony wściekłym atakiem agresywnych, włochatych mikrobów, Małżowinka postanowiła ulżyć mi w cierpieniach aplikując solidną dawkę świeżego kina. Jeśli chodzi o wybór filmów z wypożyczalni to od początku naszego pożycia (yeah!) przyjęliśmy sobie taki (demokratyczny?) model: jeden film wybiera moja szanowna Małżonka i jeden ja. I nie ma że boli, oba oglądamy razem.
Ja jak zwykle zażyczyłem sobie torcik efekciarski, tą razą w postaci "V jak Vendetta", a Małżowinka sięgnęła po "Plac Zbawiciela". Szczerze mówiąc, mimo że słyszałem pochlebne opinie o obu tych filmach, to żaden specjalnie mnie nie zachwycił.
"V" uraczył mnie kilkoma smakowitymi scenami, ale poza tym filmik jest raczej słaby. Nudnawy i przewidywalny.
"Plac Zbawiciela" natomiast to kino nieco lepsze, ale wcale nie wybitne. To, że traktuje o sprawach ciężkich i przykrych nie czyni z niego arcydzieła. Ma natomiast od "V", o ile te dzieła można w ogóle porównywać, o wiele więcej zalet. Przede wszystkim jest na prawdę świetnie zagrany i całkiem zgrabnie nakręcony. Poza tym realizm przedstawionych w nim problemów młodych rodziców, rozpoczynających dopiero swą zabawę w dorosłość, skłania do przemyśleń, do zweryfikowana swojej skali wartości. To dobrze, że powstają takie filmy. Dzięki nim możemy bezpiecznie przeżyć namiastkę tego, czego w głębi duszy często panicznie się boimy.
Bardzo trafne było osadzenie w głównych rolach zdolnych, lecz mało jeszcze znanych aktorów. Dzięki temu to sama historia stała się swoim głównym bohaterem. A ta jest na prawdę ponura.
"Plac Zbawiciela" to ciężki, dobry i mądry film.
Zadziwił mnie jednak dwiema rzeczami.
Po pierwsze, po zebraniu opinii wśród znajomych zauważyłem, że zupełnie inaczej odbierają go mężczyźni i kobiety, upatrując winnych zaistniałej w nim sytuacji na zupełnie przeciwstawnych frontach. To ciekawe zjawisko samo w sobie warte jest wymiany poglądów.
Po drugie, i to jest chyba największa wada tego filmu, dziwnie szybko się o nim zapomina. Zupełnie wbrew oczekiwaniom nie pobudził moich rozmówców do dyskusji. Nie zapłodnił ich intelektualnie. Niby wszystko jest w nim na swoim miejscu, a jednak brak mu "tego czegoś". Dziwne.
Stosując moją dwustopniową skalę oceny - kupię/nie kupię, oba obrazy otrzymują ocenę negatywną.
Ale zobaczyć, szczególnie "Plac", warto.
Póki co przebieram nóżkami, niczym "Gosiu" na wiecu ku czci Wodza, niecierpliwie oczekując premiery "300". To już w najbliższy łikend! Uch, to będzie czad!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz