czwartek, stycznia 04, 2007

Idzie nowe

No dobrze, minęły imieniny Sylwka, przetrzymałem noworoczną nawałnicę w robocie, na dokumentach wpisujemy już "2007" zamiast "2006", a siecią zawładnęły wszechobecne podsumowania. Trudno, jak wszyscy to wszyscy, ja też.

Moje podsumowanie niestety nie będzie zbyt radosne.
To był dla nas naprawdę ciężki rok, pełen żalu i poczucia niesprawiedliwości. Nie twierdzę, że był „zły”, ale naprawdę ciężki. Przygnębiający pod każdym niemalże względem. Doświadczył nas odejściem bardzo bliskiej osoby, dwoma utraconymi ciążami, kiepską sytuacją zawodową, finansową i zdrowotną. Na szczęście przez cały ten okres mogliśmy liczyć na przyjaciół, którym jesteśmy ogromnie za wszystko wdzięczni.

Grudzień przyniósł jednak długo oczekiwany powiew nadziei i, mimo że pierwszy stycznia to tak naprawdę dzień jak każdy inny, to wydarzenia ostatniego miesiąca pozwoliły nam na potraktowanie tej daty jak rozpoczęcia nowego, lepszego okresu w naszym życiu. Małżowinka powiedziała ostatnio, że czuje się tak, jakby w grudniu sinusoida naszego losu zaczęła nareszcie iść w górę. Ja również mam wrażenie, że wszystko zaczyna się pomału układać. Więcej nie powiem, żeby nie zapeszyć ;)

Wszystkim Wam życzymy w nowym roku dużo zdrowia, spokoju i radości.
Oby nasze dzieci miały obrzydliwie bogatych rodziców ;)

No i żeby lpr i samomamona teleportowały się na plutona (nawet nie czuję kiedy rymuję :D).

Brak komentarzy: