poniedziałek, stycznia 08, 2007

Ponętna smocyca

Moja Małżowinka nie przestaje mnie zaskakiwać. Wyszarpnęła mnię przedwczoraj za fraki sprzed kompa (wrr) i zaciągnęła do kina. Spodziewałem się, że zaserwuje mi piękną i wzruszającą historię z jakimś hjugrantem, po której dochodziłbym do siebie ze dwa dni i w tym umysłowym otępieniu zgodziłbym się pewnie na wydatki wszelakie, a tu niespodziewanka - Eragon. Aby w pełni docenić ten gest należy nadmienić, że Żona Moja Szanowna (ŻMS) na fantastykę reaguje równie alergicznie jak wampir na czosnek.

Film okazał się o dziwo całkiem sympatyczny. Cierpi co prawda na syndrom upakowania na dwóch godzinach taśmy filmowej opasłego tomiska powieści co skutkuje tym, że potraktowana "po łebkach" historia zasuwa z jednej sceny do drugiej niczym ekspres z Krakowa do Włoszczowej, ale ogólny filing jest pozytywny. Jedną z głównych ról "gra" w nim na przykład elegancko wyrenderowany smok, który wykluwa się z jaja i dorośleje w ciągu jakichś dziesięciu minut. Najpierw jest mały i nieporadny, aż tu nagle myk i już jest duży i groźny. Inny przykład: dystans, który w jedną stronę zajął Frodowi (co prawda na pieszkom a nie konno) ponad sześć godzin filmu, Eragonowi zajmuje jakieś dwadzieścia sekund, przy czym przemierza go niezmordowanie kilka razy tam i z powrotem. Kiedyś to mieli bycze konie... to nie to co te dzisiejsze chudziny hodowane na znormalizowanych unijnie paszach.
Narzekać na sam film nie mogę bo, mimo niedosytu który po sobie pozostawia, bardzo miło się go ogląda. Kojarzy mi się on ze starymi baśniami opowiadanymi półgłosem przy kominku, w których bohaterowie są do bólu mężni i przystojni, białogłowy tajemniczo niewinne, bestie groźnie kłapią zębiskami a dobro zawsze zwycięża i oczywiście wszyscy żyją długo i szczęśliwie. W dzisiejszych cynicznych czasach, szczególnie u starszej (wiadomo - wyrobionej) widowni, tego typu historie często budzą pewnie uśmiech zażenowania lub wywołują przeciągłe ziewanie, ale ja do takich produkcji tęsknię. Lubię się opatulić ich kiczowatym ciepłem.
Jest jednak jedna rzecz, której odpuścić nie mogę i którą jak zwykle zawalili "nasi". Temu filmowi dorobiono paskudny, chałowy, zasmarkany i niechlujny dabing. Fuj. Taki fuj, że aż mi się komentować nie chce.
Dzielny bohater i jego wierna smoczyca.

Ale najfajniejszy był jak zwykle szwarc charakter ;)

Brak komentarzy: