wtorek, grudnia 19, 2006

Zapakuj i wyjedź

Każdego radosnego poranka, przemierzając do znudzenia już przetarte szlaki wielkomiejskiej dżungli, nie dostrzegam zbyt wielu szczegółów zmieniającego się krajobrazu. Do pracy udaję się przeważnie w asyście szofera oraz kilkudziesięciu innych, bardzo sympatycznych współpasażerów, których bezgraniczna życzliwość i szczęśliwe spojrzenia okraszone ciepłym uśmiechem przesłaniają mi cały świat. Później, przez cały dzień, z niecierpliwością oczekuję na ten niezwykle ekscytujący moment, w którym w drodze powrotnej, wchodząc do jakiegokolwiek stołecznego środka transportu publicznego, otoczony zostaję szczerze odwzajemnioną serdecznością. Czasem taką, że aż dech zapiera.
W tej ogólnej szczęśliwości, rozpłaszczając się na szybie podczas skrętu w Marszałkowską, zauważyłem ostatnio nową, starannie przyklejoną kolorową ulotkę, prezentującą zdjęcia jakiejś niezwykle sympatycznej pani, również przemieszczającej się przy pomocy autobusu, namawiającej do przyłączenia się do akcji „Parkuj i jedź”. Od razu widać, że jest to przedruk zdjęć z analogicznej sytuacji w jakimś słabiej rozwiniętym regionie świata, ponieważ ta uśmiechnięta pani wygląda sobie spokojnie przez czyściutką szybę na słoneczną ulicę a wokół niej prawie nie ma innych pasażerów. Każdy, kto choć raz usiłował zdążyć do pracy na 8:00 doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak w godzinach porannych wyglądają pojazdy ztm.
Na pewno nie tak jak na tych fotkach.
Sama akcja „Parkuj i jedź” (czy jakoś tak), ma na celu promowanie poruszania się po mieście przy pomocy pojazdów transportu publicznego. Krótko rzecz ujmując: mieszkasz poza miastem to dojedź sobie do jego granic, zostaw furę na specjalnym parkingu i dalej daj się porwać ekipie ztm’u.
Akcja ta, może i słuszna, ma jednak kilka wad.

Po pierwsze primo, nie wiem jak przeciętny kierowca samochodu ma się o niej dowiedzieć, skoro promowana jest w autobusach i tramwajach. Liczenie na to, że taki osobnik wsiądzie do np. tramwaju, będzie trzeźwy, dostrzeże ulotkę i zapozna się z jej treścią nie jest chyba najlepszym pomysłem. Jeśli jednak jakimś cudem takie przypadki się zdarzą to jaki ich procent uzna tę akcję za wartą wypróbowania?

Po drugie primo, nie mam pojęcia gdzie mieliby się ci kierowcy zmieścić. Stała ekipa moich towarzyszy niedoli, pardon – nadzwyczaj zadowolonych klientów komunikacji miejskiej, wypełnia codziennie rano tak szczelnie ten biedny autobusik, że jakakolwiek nowa twarz w towarzystwie wzbudza nagły atak agresji. Może dlatego, że jesteśmy jak rodzina, a rodzina broni swojego terytorium… Tak czy siak załóżmy, że nagle ¼ kierowców warszawskich przesiada się do autobusów. Zwisalibyśmy wtedy wszyscy z okien i dachów jak nasi indyjscy koledzy ze zdjęć w naszynal dżeografik.

Po trzecie primo, ohydne, obrzydliwie obłudne zdjęcia młodej, uśmiechniętej dziewczyny, jadącej spokojnie w słoneczne południe czystym i prawie pustym autobusem, dla tłumu wściekłych, śpiących, zgniecionych, kaszlących i zmokniętych pasażerów są jak czerwona płachta dla hiszpańskiego byka (nasze są chyba spokojniejsze…). Podejrzewam, że gdyby ktoś wynalazł metodę przechwytywania energii ze spojrzenia to jeden taki kurs wystarczyłby na napełnienie sporej rozmiarów bombki masowego rażenia. Ciekaw jestem, co by sobie pomyślał taki kierowca, który w chwilę po pozostawieniu samochodu na reklamowanym parkingu zostałby na tej naklejce rozsmarowany. Na drugi dzień wolałby już chyba stać w korku (ja bym wolał).

Tak więc akcja może i niegłupia, podobno wiele innych miast na świecie również takie rozwiązanie promuje, ale jak dla mnie to niezbyt przemyślana.
No i masz! Tak się rozpisałem, że mi autobus uciekł.
ZTM uczy... dyscypliny. Romanowi by się to hasło spodobało ;)

Brak komentarzy: