poniedziałek, lipca 02, 2007

Mazurska nostalgia

A to ci dopiero skorupa.
90 metrów żywiołu do okiełznania. Kopara opada. Kliknijcie w obrazek jeśli chcecie dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Jest tam kilka fotek, które warto zobaczyć.

Patrząc na kierunek w jakim podąża żeglarstwo mazurskie nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia taki potwór zacumował w Mikołajkach.
To nic, że płynąc po takich na przykład Mamrach nie zdążyłby nawet rozwinąć żagli, ważny jest lans. Te wszystkie morskie motorowe giganty, na których do opalonych grubasków ze złotymi łańcuchami wdzięczą się głupiutkie lecz efektownie roznegliżowane dziewczęta, nie są w stanie na naszych "wielkich" mazurskich jeziorach wykorzystać choćby kilku procent swoich możliwości. Ale to przecież nie jest ważne, liczy się lans.

Za czasów studenckich spędziłem na mazurach wiele fantastycznych miesięcy, pływając na łupince klasy Foka 0 (śmialiśmy się, że to prototyp prototypu), do której mieściło się na wcisk czterech chłopa i 48 piw. Machając do załogi mijanego jachtu pozdrawialiśmy takich samych jak my zapaleńców, a często po prostu znajomych, których nie trudno było poznać w kilku zaledwie mazurskich tawernach. Żeglarstwo miało wtedy swój niepowtarzalny urok.

Teraz na mazurach dominują wielkie rodzinne kobyły, często wypożyczane zamożnej młodzieży bez patentów. Tawern i przystani narobiło się tyle, że trzeba się naprawdę postarać aby znaleźć jakąś zaciszną bindugę, w której można spokojnie zacumować bez obaw przed oskalpowaniem przez właściciela, a wyszukanie bezpłatnego prysznica lub toalety graniczy z cudem. Komercha na maksa. Niestety, nie jest to już beztroska rozrywka dla biednych studentów w Orionach, żywiących się zupą chmielową, pasztetem i gulaszem (z doświadczenia wiem, że z każdej potrawy przygowanej na łajbie na końcu wychodzi gulasz) a żeglarską etykietę respektują już tylko nieliczni przedstawiciele wymierajacego gatunku żeglaży-pasjonatów.

Ale przynajmniej mazurzanom żyje się lepiej.
Nam pozostały genialne wspomnienia.

UWAGA!
Znalazłem stronkę tego giganta.
Detale podziwiać można na stronie Sokoła Maltańskiego.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jedynym dla mnie właściwym komentarzem jest poprostu nostalgiczne...

Eeechhh... Tak było!!!

Łukasz Jastrzębski pisze...

Fakt - warszawka się panoszy. Z drugiej strony naprawdę coraz więcej na jeziorach jest wesołych żeglarzy - zapaleńców.
Tylko dziczy coraz mniej.

Mistrz Muto pisze...

A propos, wiecie może czy można gdzieś jeszcze za niewielkie pieniądze wypożyczyć pocziwego Oriona, Fokę albo Venuskę?

Mistrz Muto pisze...

O, pierwszy link po wyguglaniu "jachty czarter" zaprowadził mnie na stronkę z byczą wyszukiwarką:

http://www.jacht-czarter.pl

Anonimowy pisze...

Każdy wzdycha do swoich wspomnień i do swoich studenckich czasów (jeśli doświadczył). W moich wspomnieniach jest drewniana omega bez kabiny. Przed udaniem się na "odpoczynek" rozkładało się pałatkę (nie wiem czy to pojęcie jest jeszcze znane). Byli jeszcze wtedy żeglarze "z krwi i kości", którzy nie kalali sie użyciem silnika, a nawet pagaji. Bez wiatru nie odbijało się od brzegu. W oczekiwaniu na zefirki spędzało się czas przy ognisku; tawern też było niewiele; dominował śpiew i wino Wino.
Eech... tak było!!! Niech zazdroszczą ci co nie mają takich wspomnień.
Jeszcze myśl z ostatniej chwili: coś te geny jednak przenoszą...

Mistrz Muto pisze...

O właśnie, ale mi przypomniałaś - kiedyś podchodziło się do brzegu na żaglach. Na jajeczko. Kiep był ten, który podchodził na silniku.

Unknown pisze...

ech łezka...
wprawdzie ja za mazurami nie przepadam bom kaszeb, ale klimaty wszędzie te same...tylko ze tam caly czas bez silników się pływa - tylko akwen jakby mniejszy. ale polecam spróbować - Wdzydze rulez!