poniedziałek, października 22, 2007

Zrzut 1007

Ponieważ poniższy zrzut zrobiony został w sytuacji podwójnie historycznej pozwolę go sobie opatrzyć skromnym komentarzem.

Po pierwsze uwiecznia on ostatnie chwile przed apgrejdem ubunciaka do wersji 7.10. Na gibkiego gibbona, sam nie wiem czemu, czekałem z irracjonalnym wytęsknieniem i teraz, gdy się w końcu doczekałem postanowiłem dodatkowo złamać swoją żelazną zasadę, zaryzykować i uruchomić apgrejd automatyczny. Uczynię to już lada dzień i sam jestem ciekaw efektów.


Po drugie stopklatka z TVN24 prezentuje pierwsze sekundy po opublikowaniu wstępnych wyników wyborów parlamentarnych roku 2007. Jakie są każdy widzi. Ostateczną wersję poznamy jutro.
Podsumowując - dla mnie największymi sukcesami tych wyborów są przede wszystkim spektakularne wykopanie z rządu oszołomów z Samomamony i LPR'u (muszę przyznać, że to głównie zasługa Pierwszego Jarosława Rzeczypospolitej) oraz odsunięcie PiSuarów od władzy.
Z powodu około 55% frekwencji w euforię bym nie wpadał bo nie jest to wynik zbyt wysoki, ale jednak znacząco wyższy od poprzedniego co niewątpliwie napawa optymizmem. O zadowoleniu w tym przypadku można by mówić po dodaniu jeszcze 20-30%.
Co do zwycięzców, to wygrana Platformy napawa mnie umiarkowanym optymizmem. Jeśli dojdzie do skutku zapowiadana koalicja z PSL'em to powinno być OK. Jestem przekonany, że i tak lepiej sprawdzą się w roli rządzących niż ich pokraczni poprzednicy. Podoba mi się to, że posłowie PO sprawiają wrażenie ludzi dialogu, co daje mi podstawę do wiary w ich sukces na polu zacierania sztucznych, bratobójczych podziałów społecznych z takim kunsztem i wytrwałością ukształtowanych przez Jego Przebiegłość Brata Jarosława.
Z resztą swojej manii prześladowczej i kompleksowi wiecznego partyzanta dał Jarosław wyraz w żałosnej namiastce przemówienia, w którego pierwszych słowach obwinił za swoją porażkę nowe wcielenie układu - "potężny front" wrogich mediów, morderców i kogoś tam jeszcze, ale tego już nie dosłyszałem. Ewolucja wykształtowała już chyba w moim organizmie jakiś zbawiennie działający na układ nerwowy mechanizm obronny, który automatycznie odcina bodźce przekazywane do mózgu przez zmysł słuchu kiedy tylko jakiś baran zaczyna sadzić tego typu niestworzone farmazony. Na szczęście to już koniec żenady, od której tak bardzo chcieliśmy uciec. Oby się nigdy więcej nie powtórzyła.
Swoją drogą Tusk też trochę przegiął z tym wątkiem miłosnym, ale jeśli już społeczeństwo ma wybaczać politykom niezręczne wypowiedzi to wolę żeby to były takie.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Faktycznie - pamiętam że Linux, a zwłaszcza Ubuntu był tylko dla Prawdziwych Mistrzów Dżedaj :D
Po 4. podejściu do kolejnej dystrybucji poszedłem kupić Windows :))

Mistrz Muto pisze...

Oba systemy mają swoje zady i walety. Myślę jednak, że w obecnym kształcie Linux zaczyna być coraz bardziej dostępny młodych adeptów Dżedaj, mniej wprawnych we władaniu Mocą :D

Anonimowy pisze...

W każdym z testowanych przeze mnie Linuxów pojawiały się "bugi" w środowisku graficznym. Zanim jeszcze zdążyłem się zagłębić w Shell'a, na starcie ciągle mi coś nie działało. Żółtodzioba może to zrazić, bo uniemożliwiało poprawne skonfigurowanie komputera do codziennej pracy. A to drukarka, a to karta graficzna... A co dopiero mówić o walkach na miecze w trybie tekstowym! :))

Mistrz Muto pisze...

Również moim zdaniem Linux nie jest jeszcze gotowy aby trafić pod strzechy. Używam go jednak w domu od jakichś 7 lat i obserwuję ogromny skok jaki wykonał w tym czasie. Ostatnie wersje najpopularniejszych dystrybucji są już na prawdę nieźle dopracowane i zautomatyzowizardowane. Dla purystów to wada, dla mnie zaleta.
Linux (a jednocześnie nastawienie do niego) będzie się jednak coraz szybciej zmieniać bo jego główny mankament czyli obsługa sprzętów wszelakich, o czym wspomniałeś, jest coraz sprawniejsze. Dzięki takim akcjom jak sprzedaż kompów z Linuxem na pokładzie przez takie potęgi jak Dell, potrzebę tworzenia i udostępniania sterowników dostrzega coraz więcej producentów.

Anonimowy pisze...

Myślę, że masz rację. Nawet u mnie w pracy pojawiły się stacje robocze na Linuxie. Głównie ze względów ekonomicznych. Ale czyż nie tak właśnie trafia sie pod strzechy?

Łukasz Jastrzębski pisze...

Nie, chyba chodzi o bajery raczej, niż o cenę. Linux od zawsze był za darmo, a popularyzuje się od względnie niedawna.
Co do automatycznych aktualizacji - mnie się zwykle udawało bez problemów większych. Czasem, dawno temu, sypały mi się X-y, ale od pewnego czasu jest z tym spokój.