niedziela, października 01, 2006

Szut mi bejbi

Przed nami wielkie chwile. Czas łez radości, potu i worów po oczami. Jeszcze jakieś cztery miechy i będzie Nas Troje. Takie chwile warto zatrzymać i, jak ten tajfun już się przez naszą drewnianą chatkę przetoczy, opadnie pył i na nowo wstawimy drzwi i okna, wrócić do nich z rozrzewnieniem.
Przyznaję, pomysł zacny wielce, lecz czymże go urzeczywistnić?
Ano aparatem!
Mój leciwy olimpus dawno już przeszedł na zasłużoną emeryturę. Myślałem nawet żeby go oddać do Muzeum Techniki. Byłby cennym eksponatem plasującym się, ze względu na rok produkcji i drzemiącą w jego półkilowym cielsku myśl techniczną, gdzieś pomiędzy kołem zamachowym a suszarką.

Przyszła więc pora na zmianę warty.
I oto zawitał pod naszą strzechę nowiuśki i fajniuśki aparacik fudżi f30! Nie jest to szczyt marzeń mych, ale do pstrykania fotek Córci nadaje się w sam raz. Póki co jest z nami dopiero jeden dzień, ale już żeśmy sobie z niego do siebie postrzelali i muszę przyznać, że bardzo jestem z niego zadowolony. No, a jak go za dwa lata skończę spłacać to może będę miał odłożone trochę grosza na wypasioną lustrzankę...
Tak czy siak, w najbliższym czasie spodziewać się możecie wzmożonej aktywności z zakresu fotografii.

Brak komentarzy: