wtorek, maja 08, 2007

Dziadkowe pogaduchy przy piecu

Podczas opisanego uprzednio remontu zdarzyło mi się podjechać do sklepu po jakieś tam pędzelki. Wyprawa niby zwyczajna, lecz przywiozłem z niej coś więcej niż tylko rzeczone zakupy. A było to tak:
W drodze powrotnej czekałem cierpliwie na przystanku autobusowym razem z kilkoma innymi świątecznymi tułaczami. Zatopiony w nadzwyczaj wzniosłych rozmyślaniach nie zwróciłem początkowo uwagi na płomienną dyskusję, która wywiązała się nieopodal pomiędzy kilkoma starszymi panami. Tematem przewodnim była oczywiście polityka, bo jak wszyscy wiemy każdy Polak jest w tej materii niekwestionowanym ekspertem. Zaraz po piłce nożnej. Z pozoru dysputa jakich wiele, jednak wraz z rozwojem sytuacji narastało we mnie niedowierzanie połączone z przerażeniem. Zaczęło się tradycyjnie i dość niewinnie, od naprzemiennego wymieniania sobie złodziei. Ot, rozrywka jak każda. Wraz z innymi oczekującymi dowiedziałem się że złodzieje są głównie wśród polityków, co oczywiste, i nie ma właściwie znaczenia czy delikwent siedzi na jednym z prawych czy lewych krzesełek parlamentu. "Wszyscy przecież wiedzą" że domy stawiają sobie, swoim dzieciom, rodzinie i przyjaciołom. Samochodów mają tyle, że na parkingu przed FSO nigdy tyle w sumie nie stało itp. itd. Wiadomo - w biednym kraju ten, któremu wiedzie się lepiej jest bardziej znienawidzony niż najbardziej zdeprawowany psychopatyczny seryjny morderca. Ale potem było już tylko gorzej. Dziadkowie tak się rozochocili, że gorąco pragnęli wskrzeszać Hitlera i Stalina! Zacytuję luźno z pamięci jeden z ich głównych postulatów: "Otworzyć na nowo Oświęcim, rozpalić w piecach i ich tam wszystkich wymordować!". Do wora, który miałby być w owym piecu spopielony, panowie wrzucali właściwie wszystkich po kolei, od Żydów i Masonów zaczynając na wspomnianych politykach i złodziejach kończąc. Tak na marginesie - ciekaw jestem, który z nich mógłby mi wyjaśnić kim są Masoni... Tak czy siak od soczystych znaków przestankowych okolicznym "słuchaczom mimo woli" więdły uszy. Od płonącej nienawiści wrzała krew.
Mówi się, że dzisiejsza młodzież nie ma szacunku dla historii, tradycji i autorytetów, że używa wulgarnego języka i generalnie jest be. To co usłyszałem tego dnia z ust ludzi, którzy prawdopodobnie przeżyli okrutne czasy wojny, widzieli krew i łzy, poznali nędzę, bezradność i całe to zło, którego my nie jesteśmy w stanie nawet sobie wyobrazić poraziło mnie wielokroć bardziej niż najzuchwalsze teksty pijanej młodzieży. Szczerze mówiąc nie poznałem nigdy młodego człowieka, który ośmieliłby się takie opinie wygłaszać. Ta tyrada "mądrości" trwała długie jak pas startowy piętnaście minut. Roztrzęsiony wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu. Wszystkim narzekającym na przywary młodego pokolenia przypominam: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie".

Brak komentarzy: