środa, grudnia 17, 2008

Potwór z Bagien

Było ciemno i parno. Wyrąbując sobie drogę wśród leśnej gęstwiny dwójka śmiałków niezdarnie przedzierała się przez niezbadane ostępy Czarnej Puszczy. Obezwładniający mrok otaczał ich ze wszystkich stron powodując dezorientację i potęgując strach. Gdy docierali na skraj mokradeł dzwoniąca w uszach nieznośna cisza ostrzegała o zagrożeniu, które wypędziło stąd wszelkie rozumne stworzenia. Zostały tu tylko chmary krwiożerczych komarów i kryjące się w błocie plugawe ropuchy.
Wśród lokalnej ludności krążyły o tej krainie opowieści, od których włosy jeżyły się na karku. Opowieści o grozie kryjącej się w duszących oparach bagniska. Opowieści o potworze czyhającym na tych, którzy byli na tyle głupi by zapuścić się na Jego teren.
Przed wkroczeniem na bagno towarzysze spojrzeli sobie głęboko w oczy. Wiedzieli, że mogą to być ich ostatnie chwile. Ścisnąwszy mocniej rękojeści oręża jednocześnie postawili pierwszy krok na grzęzawisku. Kamiennej ciszy nie zmącił żaden dźwięk. Nawet niestrudzone komary gdzieś zniknęły. Wojownik i czarodziejka poruszali się bardzo powoli, ostrożnie stawiając każdy krok aby nie zbudzić uśpionego zła. Ciężka mgła tłumiła ich kroki i szelest ubrań ocierających się o wysokie trawy. Krok za krokiem, grzęznąc nieraz po pas w śmierdzącej brei , zbliżali się wytrwale do przeciwległego krańca mokradeł. Gdy dostrzegli wyłaniającą się z mgły ścianę lasu ogarnęła ich euforia, którą z trudem tłumili. Wizja ta wlała w ich nieludzko umęczone ciała nową dawkę energii i rozjaśniła ściśnięte czarnym strachem myśli. Chcąc jak najszybciej dotrzeć do brzegu i opuścić to niegościnne miejsce zdwoili wysiłki nie zważając na ostrożność. Ta radość przyczyniła się do ich zguby. Nagle po prawej stronie usłyszeli pierwszy od kilku godzin dziwny, stłumiony dźwięk. Mimo panicznej chęci ucieczki zamarli w bezruchu a po plecach spłynął im lodowaty pot przerażenia. Po krótkiej lecz pełnej napięcia chwili ciszy rozległ się gwałtowny szelest, po którym nastąpiła seria mrożących krew w żyłach stęknięć, mlaskań i pochrumkiwań. Poczuli, że ich koniec jest już blisko.
- Słyszałaś to? Co to u licha było? – wyszeptał wojownik starając się przebić ciemność szeroko otwartymi ze strachu oczyma.
- Słyszałam, chyba Smok mu wypadł. – odparła spokojnie czarodziejka
- Smok?
- Tak, dasz mu?
- Ty masz bliżej…
- Ech, no dobra.
Małżowinka wygrzebała się spod cieplutkiej pościeli z mchu i poczłapała dać Smoka Potworowi z Bagien. Potwór mlasnął z zadowoleniem, chrumknął jeszcze kilka razy po czym z błogim wyrazem twarzy ponownie zapadł w sen. Małżowinka ucałowała czule jego słodki pyszczek i ospale wróciła do legowiska. Groza została uśpiona, lecz nie na długo – za jakąś godzinę nadejdzie pora karmienia…

1 komentarz:

Unknown pisze...

W opowiadaniu bajek to ty jesteś niezły:-). Możesz częściej pisać to będę dziecku czytał bo ostatnio czerwony kapturek został rozerwany na strzępy.