Po nieco hmm… pompatycznym „The Apostasy” panowie wracają w rejony bardziej surowe i dzikie a z głośników wieje mrozem syberyjskiej nocy. Tutaj nie ma miejsca na kompromisy i dziecięce chórki. Jest rzeźnia i mroczny mistycyzm. Jest piękno brutalnej przemocy. Są miażdżące riffy, piekielnie szybka perkusja i nieludzki wokal. Klimat tej płyty potrafi spopielić szpik w kościach.

Z nieukrywaną przyjemnością obserwuję kolejne kroki w nieustającej ewolucji tej kapeli. Behemoth z płyty na płytę jest coraz lepszy a każde nowe wydawnictwo mianowane jest najlepszym w dorobku. Nie inaczej jest i tym razem. Z pozycji fana tej kapeli nie mogę być oczywiście zupełnie obiektywny i chociaż po pierwszych przesłuchaniach nie mam wątpliwości, że jest to płyta świetna, to jednak na pewno nie idealna. Ma swoje mankamenty, sporadycznie trochę przynudza, czasem pozostawia lekki niedosyt, po wstawce z Maleńczukiem też spodziewałem się czegoś więcej, ale to wszystko nie ma większego znaczenia, bo poziom "Evangelion" maluje przed bandą Nergala kapitalne perspektywy. Panowie po raz kolejny podnieśli własną poprzeczkę. Oby tak dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz