środa, listopada 21, 2007

Stardast

Zafundowaliśmy sobie z Małżowinką odrobinę rozrywki dla mas. Zupełnie spontanicznie wybraliśmy się do kina na zupełnie spontanicznie wybrany film. Padło na "Gwiedzny Pył" (bęc) i muszę przyznać, że bardzo nam się podobało.


Nie wiem jakie recenzje zebrał ten film od osób, które się na sztuce filmowej znają, ale guzik mnie to obchodzi. Jak dla mnie to tak właśnie powinno wyglądać kino rozrywkowe - trochę widowiskowe, trochę zabawne, trochę romantyczne i trochę steampunk'owe :D. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie zaprezentowane w nim poczucie humoru zdecydowanie odbiegające od typowo holiłudzkich kretynizmów. Może dlatego, że autorem literackiego pierwowzoru jest imć Neil Gaiman.

Pisząc tego posta zacząłem zastanawiać się czy ten film ma jakieś wady i... ich nie znajduję, no po prostu nie mam się do czego przyczepić. Realizacja nie jest może mistrzowska, historia nie jest wyszukana, przydałoby się trochę więcej steampunk'u (ale nie marudzę bo spodziewam się nasycić nim oczęta w "Złotym Kompasie"), aktorstwo również nie jest oskarowe ale tego wszystkiego się po prostu nie zauważa, tak jak nie zauważa się dwóch i pół godziny spędzonych w kinie.

Niestety w mojej brutalnej skali filmowej papuśności, polegającej na wydaniu paru gold piece'ów na oryginał, "Gwiezdny Pył" otrzymuje ocenę negatywną. Jako jednorazowa rozrywka tak - jak najbardziej polecam, ale do domu zabierać jej nie ma sensu.

Brak komentarzy: